Bardzo trudno jest znaleźć kompromis pomiędzy uwarunkowaniami, wynikającymi z wpisania do rejestru zabytków układu urbanistycznego turkowskiej starówki, a wymogami inwestora, lokującego kilkumilionowy kapitał w jedną z kamienic na Placu Wojska Polskiego. Problem staje się jeszcze większy, jeśli stan techniczny budynku nie pozostawia wątpliwości – lepiej wyburzyć i stawiać od podstaw niż brnąć w szalenie kosztowne remonty. Należy się zgodzić z Makarym Górzyńskim, że „powinniśmy jednak pamiętać, że jako naród cywilizowany musimy dbać o swoją tradycję, tożsamość, kulturę, tak ciężko doświadczone przez kolejne wojny i zaborców.” Z zastrzeżeniami MG wobec projektu kamienicy „jubilerskiej”, bardzo trafnymi moim zdaniem, można naturalnie polemizować jeśli chodzi np. o wysokość, pretensjonalność i zbytni „przepych” w stosunku do pierwowzoru kamienicy, ale jednego szczegółu projektu w żaden sposób nie da się racjonalnie wytłumaczyć. Chodzi konkretnie o te trzy facjaty w dachu. One burzą całą harmonię wschodniej pierzei naszego staromiejskiego rynku. Nie trzeba być architektem czy konserwatorem zabytków, aby wyczuć, że one nie pasują do otoczenia, ze coś jest nie tak.

W Turku brakuje architektów

Inwestora można jeszcze zrozumieć, on chce mieć funkcjonalny obiekt i nie musi mieć wyczucia i smaku harmonii urbanistyczno-architektonicznej. Jednak zasadne jest pytanie gdzie był projektant, gdzie był konserwator zabytków i w końcu gdzie były służby miejskie i powiatowe na etapie wydawania stosownych decyzji i pozwoleń. Na tym przykładzie przydałaby się szersza dyskusja nad jakością ochrony konserwatorskiej naszej starówki. Nowy wojewódzki konserwator zabytków jest z wykształcenia archeologiem i być może tutaj należy upatrywać przyczyn „poluzowania” tej ochrony. Brak instytucji architekta miejskiego też się w jakimś sensie do tej sytuacji przyczynia. Niestety na kierowniczych stanowiskach odpowiedzialnych za wydawanie decyzji i pozwoleń tak w mieście jak i powiecie nie ma architektów. Jeśli chodzi o starówkę, to tutaj należy szukać powodów niekonsekwencji w zakresie np. kolorystyki, kształtu i wielkości witryn okiennych, umieszczania reklam i neonów itp. Kompromis pomiędzy inwestorem a koniecznością dbałości o tradycję, tożsamość, kulturę wymaga ustępstw z obu stron. Niestety w Turku bardzo często więcej argumentów mają inwestorzy. Architektura przegrywa z pieniądzem, a te dwie rzeczy nie muszą i nie powinny być w opozycji do siebie. One doskonale mogą się harmonijnie uzupełniać.

Nasz piękny rynek z unikatowym połączeniem z Placem Sienkiewicza i widokiem na kościół NSPJ aż prosi się o większą dbałość o detal architektoniczny – ławka, kosz na śmieci, latarnia, itp. – to drobne rzeczy, a pozwoliłyby być może na stworzenie swoistego „genius loci” Turkowskiej starówki. Jeśli w Turku brakuje architektów, a brakuje, to może należałoby rozpisać ogólnopolski konkurs na zagospodarowanie starówki i w ten sposób na bazie zwycięskiej pracy spróbować uporządkować przynajmniej nasz rynek. Niestety taki pomysł, pomimo zgłaszania go od kilku lat, nie zyskuje posłuchu u włodarzy miasta – a szkoda.

Dariusz Młynarczyk