Wywiad dla dwutygodnika informacyjnego INFO

INFO: Co się z Panem działo przez te ostatnie 3 lata?

Dariusz Młynarczyk: Jestem zastępcą dyrektora departamentu w Urzędzie Marszałkowskim w Poznaniu. Zajmuję prestiżowe stanowisko, które spełnia mnie zawodowo. Rozpatrując w kategoriach mojej kariery urzędniczej, to w regionie osiągnąłem prawie maksimum. Mogę awansować już tylko o jeden szczebel. Trudno więc żebym nie był zadowolony. Wyżej już są jedynie stanowiska polityczne pochodzące z wyboru.

Dostał Pan pracę od kolegów partyjnych.

Wygrałem konkurs. Trzykrotnie podchodziłem do konkursu i w końcu się udało.

Urzędem Marszałkowskim sterują ludzie Platformy Obywatelskiej, a pan jest człowiekiem Platformy Obywatelskiej.

W Urzędzie Marszałkowskim pracują ludzie ze wszystkich opcji politycznych, również na kierowniczych stanowiskach. Zarządzam departamentem podległym pod marszałka z PSL.

Czyli nie było tak, że to nie ludzie PO załatwili panu pracę, po tym jak odwołano pana ze stanowiska starosty tureckiego?

Wygrałem konkurs. I to trudny.

Pan się zna na rolnictwie?

Urząd Marszałkowski to jest administracja samorządowa. Znam się na administracji, znam się na samorządzie. Mam spore doświadczenie z różnych szczebli samorządu (miejskiego, powiatowego i obecnie wojewódzkiego). Wartością jest możliwość łączenia takich doświadczeń – pracownika urzędu miasta, radnego, starosty, teraz dyrektora departamentu. Specjaliści od rolnictwa, którzy bezpośrednio w terenie doradzają rolnikom, są zatrudnieni w ośrodkach doradztwa rolniczego.

Wróćmy jednak do wydarzeń, które są przyczyną tego co pan dziś robi. Co się stało w 2011 roku, że przestał być pan starostą? Odwołanie z funkcji, to wiemy, ale dlaczego?

(Długie milczenie). Zaufałem ludziom, którym nie powinno się ufać. Dzięki mnie bardzo wiele osiągnęli w samorządzie. Za moją zbytnią ufność zapłaciłem bardzo wysoką cenę polityczną, niewspółmierną do sytuacji.

Ale co to znaczy, że pan się zawiódł? Na czym konkretnie?

Jedną z tych osób uważałem za bardzo bliskiego przyjaciela…

Władysław Karski, Romuald Antosik?

Teraz to już nieistotne.

A dlaczego pana zdaniem współpracownicy się od pana odwrócili? Może to oni się zawiedli na panu jako staroście?

Nie chcę oceniać czy zwyciężyła u nich zawiść czy żądza władzy. Znane jest przysłowie, iż przyjaciół poznaje się w biedzie. Bliższe jest mi jednak powiedzenie, które mówi, iż prawdziwych przyjaciół poznajemy wówczas, gdy potrafią cieszyć się twoim sukcesem.

Błędów nie popełnia jedynie ten, który nic nie robi. Jeśli mówimy jednak o okresie, gdy byłem starostą, to osobiście nie mam sobie wiele do zarzucenia. Już po fakcie mojego odwołania, wiele osób sympatyzujących z Platformą mówiło mi, iż zbyt szybko zabrałem się do wprowadzania potrzebnych i pożądanych zmian. Ich zdaniem należało ten proces rozciągnąć w czasie. Zawsze jednak podchodziłem rzetelnie do swoich obietnic wyborczych.

Niestety zderzyłem się z totalną nagonką medialną i polityczną. Zarzucano mi niestworzone rzeczy. Jeszcze rok temu radny sejmiku Błażej Spychalski (PiS), wprowadzony w błąd przez swoich turkowskich kolegów, zarzucał mi łamanie prawa. Poznawszy prawdę bardzo szybko musiał mnie publicznie przepraszać. Z zarzutów mi stawianych nic się nie ostało; żaden sąd mnie w niczym nie ukarał. Było to typowe bicie piany przez lokalnych polityków i część mediów. Dlatego z podniesionym czołem mówię, że nie mam sobie nic do zarzucenia.

Jak pan zniósł to co się wówczas stało?

Najtrudniejsze były miesiące nagonki medialnej, jaką urządzono pod moim adresem. Osobiście jeszcze jakoś to znosiłem, ale najbliższa rodzina bardzo to przeżywała. Także moi współpracownicy, którzy znając fakty wiedzieli, że to nagonka oparta na pomówieniach.

To skoro ma pan pracę, którą pan lubi, a z drugiej strony nienajlepsze wspomnienia związane z całą tą sytuacją wokół pana jako starosty, to po co chce pan wracać w to samo miejsce.

Jednym zdaniem? Bo Turek potrzebuje bezpiecznej zmiany.

To pana hasło wyborcze?

Tak, jedno z dwóch. Przywiązany jestem też do hasła sprzed 4 lat – Lepsze miasto, lepsze życie.

Mam satysfakcję, iż hasło ogólnopolskiej kampanii Platformy w tegorocznych wyborach samorządowych brzmi podobnie „Miliardy dla samorządu. Lepsze życie Polaków”. Ku mojemu zaskoczeniu także nasi konkurenci z Towarzystwa Samorządowego promują się podobnym hasłem „Lepszy powiat”.

A co pana hasło oznacza?

Przez ostatnie trzy lata miałem możliwość przyjrzenia się naszemu miastu z perspektywy Wielkopolski. To prawda, iż Turek się rozwija, budowane są nowe ulice, zmodernizowano ratusz, itp., ale inne wielkopolskie miasta rozwijają się szybciej, dynamiczniej. Przypomina to trochę czasy PRL-u. Wówczas w Polsce też wiele zbudowano, ale kraje zachodnie w tym samym czasie rozwinęły się o wiele bardziej. Dopiero gdy system zbankrutował i doszło w naszym kraju do pokojowej, bezpiecznej zmiany, to Polska zaczęła nadrabiać stracony czas. Chciałem podkreślić tę bezpieczną zmianę. Na szczęście wówczas do władzy nie doszli radykałowie żądni radykalnych rozliczeń wszystkich i wszystkiego. To przypomnienie jest ważne w kontekście wyzwań stojących przed naszym miastem. Mam na myśli perspektywę zamknięcia kopalni. Po zmianie burmistrza należy całą swoją energię, wiedzę, umiejętności i kontakty spożytkować na rzecz pracy dla mieszkańców, a nie szukać w pierwszej kolejności haków na poprzednika, co deklaruje jeden z moich konkurentów.

A jak pan widzi swoją rolę jako burmistrza? Co chce pan zmienić w mieście?

Podstawą stabilnego i trwałego rozwoju jest przyjazny klimat dla małej i średniej przedsiębiorczości. Działalność gospodarcza nie może być krępowana nadmiarem barier administracyjnych, lokalnym systemem podatkowym, gdyż hamuje to tworzenie nowych miejsc pracy. Wszelkie bariery skutecznie odstraszają, zwłaszcza młodych ludzi, od podejmowania działalności gospodarczej.

Ponadto miasto, które nie poszerza swojej oferty mieszkaniowej, wysyła jasny sygnał – emigrujcie. Miasto zwija się wówczas zamiast rozwijać. Z badań przeprowadzonych kilka lat temu przez Uniwersytet Łódzki wynika, że ponad 50% młodych małżeństw nie mieszka na swoim. Ilu młodych ludzi w Turku mieszka kątem u rodziców, jeżeli od wielu lat oferta mieszkań komunalnych nie zwiększa się?

W Turku systematycznie od wielu lat zwiększano obciążenia fiskalne tak dla przedsiębiorców, jak i dla mieszkańców. Ten niekorzystny trend należy powstrzymać. Deklaruję obniżenie cen śmieci do poziomu 8 zł/os. i niepodwyższanie opłat i podatków lokalnych przez minimum 4 lata. Tu mamy wyraźną różnicę zdań między mną a burmistrzem Czaplą. Nasza opłata – 13,10 zł – jest jedną z najwyższych, jeśli nie najwyższą w Wielkopolsce. Uważam, że cały system gospodarowania śmieciami w Turku da się zbilansować przy cenie 8 zł.

Ponadto rozważę możliwość wycofania się z pobierania tzw. podatku od deszczówki.

To są pana priorytety następnego 4-lecia w Turku?

Praca, mieszkania i obniżka lokalnych podatków – tak, to są moje priorytety. Moja kadencja będzie udoskonalaniem tego co jest, a nie wywracaniem wszystkiego do góry nogami.

Ponadto chciałbym przywrócić miasto ludziom. Miasto to ludzie – jeżeli wyemigrują mieszkańcy, to miasto upadnie. Jeżeli ograniczy się jedynie ruch samochodowy, a mieszkańcy pozostaną, to miasto nadal będzie tętniło życiem. Przestrzeń publiczną należy tak projektować, tak ją przekształcać, by zachęcić ludzi do wychodzenia z domu i korzystania z niej. Najważniejsze powinno być zacieśnianie więzi społecznych; budynki i samochody są na drugim planie. Należy poszerzać chodniki, projektować i budować sieć alei spacerowo-rowerowych; dbać i nie zapominać o takich szczegółach jak ławki, kosze na śmieci i inne elementy małej architektury użytkowej.

W Turku buduje się parkingi, ale natężenie ruchu i zakorkowanie miasta nie maleje, a jest wręcz przeciwnie. To ogólna tendencja – im szersze buduje się ulice i większe parkingi, tym bardziej korkują się miasta. Należy odejść od filozofii badania natężenia ruchu samochodowego, należy badać natężenie ruchu pieszego. W końcu miasta buduje się dla ludzi.

W Turku są przynajmniej 3 naturalne ciągi, które można wykorzystać na aleje spacerowo-rowerowe. Jeden to tory nieczynnej już kolejki wąskotorowej, drugi wzdłuż rzeczki Folusz, a trzeci to przedłużenie ul. Konińskiej, Kaliskiej, przez Rynek, Plac Sienkiewicz, deptak, pasaż 650-lecia, aż na os. Wyzwolenia. W sumie to już będzie kilkanaście kilometrów na aleje spacerowo-rowerowe, z miejscami do wypoczynku, rekreacji, małej gastronomii, itp. Do tego na starówce warto zrobić strefę z pierwszeństwem ruchu dla pieszych i rowerzystów.

Mówi pan o rocznych oszczędnościach w kwocie 240 zł dla 4-osobowej rodziny. Naprawdę uważa pan, że takie oszczędności i ścieżki rowerowe to najważniejsze kwestie dla turkowian?

Najważniejsze są nowe miejsca pracy. Zadeklarowałem stworzenie 1000 miejsc pracy w perspektywie jednej kadencji, a to tylko ostrożne szacunki. Turek nie jest gorszy od Wrześni, Wągrowca, Ostrowa Wlkp. czy Jarocina. We Wrześni powstaje Volkswagen – 3 tys. miejsc pracy, w Wągrowcu fabryka mebli na 1,2 tys. miejsc pracy, w Ostrowie Wlkp. i Jarocinie obwodnice miast za 300 mln zł każda. W naszej strefie inwestycyjnej powstają co prawda zakłady, ale nowych miejsc pracy będzie kilkanaście, może kilkadziesiąt. Dlaczego tak jest? U nas rządzi burmistrz z lokalnego ugrupowania. W Ostrowie, we Wrześni, Wągrowcu, Jarocinie rządzą burmistrzowie mający oparcie w ugrupowaniach rządzących w kraju i regionie.

Przy takich dużych inwestycjach ważny jest kontakt bezpośredni, możliwość lobbowania za sprawami Turku przy okazji mniej formalnych spotkań. Mam przewagę nad pozostałymi moimi konkurentami, iż posiadam bezpośrednie, osobiste kontakty z najważniejszymi decydentami w regionie i wpływowymi osobami w kraju.

Niezły obraz kraju nam tu pan maluje. Obraz kraju, w którym można coś załatwić pod warunkiem, że się jest z Platformy.

To nie tak. Burmistrz, przy całym szacunku dla jego dokonań, przez 12 lat nie ściągnął do Turku żadnego większego inwestora, którzy stworzyłby kilkaset miejsc pracy. Nie powstała obwodnica południowa, tak potrzeba dla rozwoju miasta. Podaję przykłady Ostrowa Wlkp. czy Jarocina, gdzie rządzą ludzie z Platformy i gdzie powstaną obwodnice tych miast. Z drugiej strony mamy przykład naszej strefy inwestycyjnej. Świetny produkt, tylko problem w tym, że dla burmistrza Czapli ta strefa jest celem samym w sobie. Wszystkie siły rzucił, by zbudować strefę, a tymczasem to powinno być tylko narzędzie do osiągnięcia celu, jakim są nowe miejsca pracy.

Jesienią ubiegłego roku pojawiła się informacja, że duży inwestor szuka odpowiedniej lokalizacji i potrzebuje ok. 300 hektarów. Września nie miała takiego terenu, ale tamtejszy burmistrz potrafił błyskawicznie namówić wielu właścicieli okolicznych gruntów – od ANR po prywatnych właścicieli – do współdziałania przy przygotowaniu terenu pod wymagania inwestora. Wiemy jak to się skończyło. Burmistrz Wrześni nie miał terenu, ale miał informację o dużym inwestorze szukającym lokalizacji pod potężną inwestycję.

I dostał ją, bo jest z Platformy Obywatelskiej?

Bo jest z ugrupowania rządzącego krajem. Inwestycje tej wielkości to kwestia rządowa. Mało kto u nas wie, iż Września nie ma uzbrojonej strefy inwestycyjnej w miejscu powstawania fabryki Volkswagena. Taka strefa dopiero teraz zostanie utworzona i uzbrojona, ale sfinansowana już zostanie ze środków centralnych. To też obrazuje różnicę między Turkiem a Wrześnią.

W sierpniu tego roku zarząd wielkopolskiej PO (15 osób) spotkał się na ponad dwugodzinnym spotkaniu z ówczesnym premierem Donaldem Tuskiem. Brałem udział w tym spotkaniu. Widziałem jak prezydent Ostrowa, wiceprezydent Kalisza i burmistrz Wrześni mieli okazję do bezpośredniego zgłaszania samorządowych problemów swoich miast. Dlaczego Turek nie miałby skorzystać z tego rodzaju możliwości i korzystać na mojej pozycji w strukturach Platformy Obywatelskiej? Warto wykorzystywać każdą szansę. Dlatego również startuję w wyborach.

Ale za rok w Polsce będzie rządziło PiS, więc pan jako burmistrz nic nie załatwi.

Spokojnie, PiS nie obejmie rządów w kraju, a w Wielkopolsce PO na pewno będzie współrządziła, więc nie będzie tak źle. Chcę tylko powiedzieć, że Września dla nas jest jednak dobrym przykładem tego jak należy postępować. Turek, ze swoim świetnym położeniem w centrum Polski, blisko autostrady A2, jest idealnym miejscem do inwestowania, ale duże inwestycje to są projekty rządowe. W biznesie, polityce, także w mediach – najważniejsze jest co?

Kontakty.

Informacja! Szybki dostęp do informacji to rzecz o pierwszorzędnym znaczeniu. Bez zbytniej skromności mogę powiedzieć, że tutaj mam przewagę nad burmistrzem Czaplą.

A jak ocenia pan swoje szanse? Starował pan 4 lata temu – bez powodzenia. Dziś PO nie jest tak silna, a i pan jest znacznie dalej na co dzień od Turku, niż 4 lata wstecz, gdy był pan aktywnym radnym.

4 lata temu to był ogromny sukces. Wcześniej burmistrz Czapla dwukrotnie wygrywał w pierwszej turze. Mnie pierwszemu udało się doprowadzić do dogrywki. W tym roku czuję się jednak silniejszy, bo te 3 lata w Urzędzie Marszałkowskim dodały mi pewności siebie, wiedzy, kontaktów, które mogę spożytkować na rzecz Turku.

Pan może się czuć silniejszy, ale to nie musi się przełożyć na poparcie.

Zamierzam wygrać te wybory. Będę bezpośrednio rozmawiał z mieszkańcami i przekonywał ich do siebie i mojego programu. Inaczej też podchodzę do tegorocznych wyborów. 4 lata temu z obu stron walka była ostra, zdecydowana; to była prawdziwa wojna. Ostatnie 3 lata sprawiły jednak, że nastąpiło u mnie pewne przewartościowanie. Dziś nie chcę zmiany dla samej zmiany, dla rozliczeń. Nie chcę walki, staję po prostu do rywalizacji.

Nie będzie więc powtórki sprzed 4 lat i billboardów o chciwości burmistrza?

Billboardy będę miał, natomiast będą inne niż cztery lata temu. Będą pokazywały moją przewagę nad burmistrzem Czaplą, ale w inny sposób. Pokażą w czym się różnimy.

Wstydzi się pan tych sprzed 4 lat?

(Długie milczenie) To nie tak, że się wstydzę. One też czemuś służyły i swój cel osiągnęły. Nie przekroczyłem wówczas granicy niezgodnej z prawem, co przyznał sąd. Natomiast patrząc z dzisiejszej perspektywy, tych billboardów prawdopodobnie bym nie wywiesił. Mając obecne doświadczenia pewnie ugryzłbym się w język i nie odpowiadał tak ostro, na równie ostre zachowania drugiej strony.

Ta kampania szykuje nam się spokojna, bo także kandydat lewicy zapowiada walkę na program wyborczy, a nie na obelgi.

To zaskakująca metamorfoza pana radnego Marczewskiego. Przez ostatnie 2-3 lata stał się gorliwym obrońcą polityki burmistrza Czapli. Można zaryzykować twierdzenie, iż stał się jego asystentem. Panowie prowadzą wspólną politykę. A jak wspomniałem, Turek potrzebuje bezpiecznej zmiany. Zmiany deklaruje jeszcze jeden kandydat, ale on już mówi o rozliczeniach. Powtarzam: nie rozliczenia są nam potrzebne, a ciężka praca w ściąganiu inwestorów, tworzenie warunków dla nowych miejsc pracy, zwiększanie ilości mieszkań komunalnych i socjalnych. Z mojej strony nie będzie czasu na rozliczenia czy szukanie haków, będzie ciężka praca na rzecz Turku i jego mieszkańców.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Łukasz Maciejewski